piątek, 30 października 2015

Za obraźliwe wpisy w internecie odpowiada autor a nie właściciel komputera


Zgodnie z niedawnym wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Katowicach właściciel komputera i łącza internetowego nie może odpowiadać za naruszenie dóbr osobistych przez sam fakt udostępnienia komputera osobom, które mogły umieszczać w internecie obraźliwe wpisy.

Tadeusz P. i jego żona uznali, że wpisy na jednym z forów podają nieprawdziwe informacje i naruszają ich dobra osobiste. Dowiedzieli się, z jakiego komputera je wysłano. Okazało się, że jest to komputer ich sąsiada, Jana W. O tym, że Tadeusz P. ma pretensje o wpisy Jan W. dowiedział się od swego syna, którego P. o tym zawiadomił. Pozwany zaraz poszedł do domu sąsiada i wyjaśnił, że nie zamieścił żadnych komentarzy. Jednak obrażeni sąsiedzi skierowali przeciwko niemu prywatne oskarżenie o publiczne znieważenie i pomówienie za pomocą środków masowego komunikowania oraz pozew o zadośćuczynienie na podstawie art. 24 kodeksu cywilnego.

Sprawa karna zakończyła się uniewinnieniem Jana W. Zeznając w sprawie cywilnej, pozwany przyznał, że teksty naruszające dobre imię powodów zostały wysłane ze stacji telefonicznej i komputera będących jego własnością. Nie on jednak jest ich autorem. Stwierdził, że komputer został zakupiony dla młodszej córki, stoi w jej pokoju i mają do niego dostęp wszyscy domownicy, m.in. starsza córka i jej mąż, a także liczni znajomi młodszej córki. W ocenie Jana W. forma i treść obraźliwych komentarzy wykluczają możliwość sformułowania ich przez osobę starszą, nie znającą się na informatyce. Język, jakimi są one napisane,  wskazuje raczej na autorstwo osoby dobrze znającej internet i biegle korzystającej z forów internetowych, a takich umiejętności on nie ma. Nie potrafi obsługiwać komputera ani korzystać z internetu.

Sąd Okręgowy uznał te wyjaśnienia za wiarygodne, ponieważ słowa Jana W. potwierdzały zeznania świadków powołanych w sprawie karnej. Mówili oni, że Jan W. jest człowiekiem starej daty, który nie ma potrzeby kontaktowania się ze światem za pośrednictwem komputera.

Natomiast powodowie, zdaniem Sądu, nie zdołali udowodnić, że to właśnie Jan W. umieścił obraźliwe wpisy. Ograniczyli się do wskazania, że wpisy zostały dokonane za łącza internetowego zarejestrowanego na pozwanego i z jego komputera i że w chwili ich zamieszczania Jan W. był w domu. To za mało - stwierdził Sąd Okręgowy i oddalił powództwo jako bezzasadne.

Spór trafił na wokandę w Sądzie Apelacyjnym wskutek apelacji powodów. Zdaniem Tadeusza P. i jego żony 
odpowiedzialność sąsiada za naruszenie dóbr osobistych powinna wynikać z samego faktu, że inkryminowane wpisy zostały wysłane z prywatnego komputera Jana W., niezabezpieczonego przed takim bezprawnym działaniem. Innymi słowy pozwany odpowiada za naruszenie dóbr, bo nie kontrolując dostępu do internetu swojej rodziny i znajomych 
córki, umożliwił to naruszenie.

Sąd Apelacyjny nie zgodził się z tym. Jego zdaniem nie ulega wątpliwości, że doszło do naruszenia dobrego imienia powodów, ale winni oni wskazać naruszyciela, a więc autora wpisów, a tego nie uczynili. Za dokonanie wpisów czy też umieszczenie wypowiedzi obrażających powodów w internecie, odpowiedzialność na podstawie art. 23 i 24 kodeksu cywilnego ponosi bezpośredni sprawca naruszenia, który nie został ustalony. Odpowiedzialność ta dotyczy naruszyciela, a więc osoby, która sporządziła i umieściła wymienione wpisy w internecie.

W ocenie SA nie zostało także wykazane, aby odpowiedzialność pozwanego wynikała z art. 415 kodeksu cywilnego, tj. aby wiedział on o fakcie naruszenia dóbr osobistych powodów, aby był pomocnikiem nieustalonej osoby, czyli swoim działaniem czy zaniechaniem pomógł w dokonaniu wpisów lub też dopuścił się rażącego niedbalstwa.Jan W. nie ponosi też odpowiedzialność na podstawie art. 427 kc, a więc jako osoba zobowiązana do nadzoru za wyrządzenie szkody przez małoletniego do lat 13., gdyż w chwili dokonania wpisów użytkująca komputer córka pozwanego ukończyła 15 lat.

Odpowiedzialność pozwanego nie może wynikać również z ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, gdyż ustawa ta reguluje odpowiedzialność podmiotu świadczącego usługi drogą elektroniczną, a Jan W. do kręgu takich podmiotów nie należy. O bezprawności pozwanego nie świadczy zakup komputera, przekazanie go wraz z podłączeniem do internetu córce do użytkowania, czy też brak wiedzy o sporządzeniu z tego komputera przez nieznaną osobę obraźliwych dla powodów wpisów.

niedziela, 25 października 2015

Krótkie filmy na stronie gazety to VoD


Oferowanie krótkich materiałów video na stronie gazety internetowej może podlegać uregulowaniom dotyczącym audiowizualnych usług medialnych – orzekł 21 października 2015 Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Taki wyrok zapadł w sprawie austriackiej spółki, wydającej gazetę internetową „Tiroler Tageszeitung online". Strona ta zawiera głównie artykuły prasowe, jednak w 2012 r. pojawił się na niej link „wideo", który prowadził do subdomeny umożliwiającej oglądanie ponad 300 filmów. Trwające kilkadziesiąt sekund materiały filmowe dotyczyły różnych tematów, takich jak wydarzenia i imprezy lokalne, a także sondy uliczne, zawody sportowe czy wybrane przez redakcję materiały przygotowane przez czytelników. Tylko niektóre filmy miały natomiast związek z artykułami znajdującymi się na stronie. Część materiałów była tworzona przez regionalnego nadawcę telewizyjnego – Tirol TV – która była dostępna również na jego stronie.
Działający w Austrii regulator medialny uznał, że subdomena, do której kierował link, stanowi audiowizualną usługę medialną na żądanie (VoD), podlegającą obowiązkowi zgłoszenia. Tym samym podlega dyrektywie audiowizualnej. Zgodnie z tą dyrektywą usługa medialna jest albo przekazem telewizyjnym albo audiowizualną usługą medialną na żądanie. Poza tym jej podstawowym celem jest dostarczanie audycji w celach informacyjnych, rozrywkowych lub edukacyjnych. Jednakże dyrektywa wyraźnie stanowi, że nie stosuje jej do elektronicznej wersji gazet i czasopism.
Opinię austriackiego regulatora potwierdził w środowym wyroku Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który stanowi, że oferowanie krótkich materiałów video w witrynie internetowej gazety może podlegać uregulowaniom dotyczącym audiowizualnych usług medialnych. Dzieje się tak, kiedy ta oferta ma samodzielną treść i funkcję w stosunku do treści i funkcji działalności dziennikarskiej gazety internetowej.
W wyroku tym Trybunał stwierdził, że udostępnienie, pod subdomeną witryny internetowej gazety, krótkich materiałów wideo odpowiadających krótkim sekwencjom zawierającym wiadomości lokalne, sportowe czy rozrywkowe mieści się w zakresie pojęcia „audycji" w rozumieniu wspomnianej dyrektywy.
W Polsce kwestie związane z nadawaniem audiowizualnych usług medialnych na żądanie reguluje ustawa o radiofonii i telewizji. Usługą taką w myśl powyższej ustawy jest usługa świadczona w ramach prowadzonej w tym zakresie działalności gospodarczej, która polega na publicznym udostępnianiu audycji audiowizualnych na podstawie katalogu ustalonego przez podmiot dostarczający usługę.
Publiczne udostępnianie tej usługi polega natomiast na świadczeniu jej w sposób umożliwiający ogółowi użytkowników, w wybranym przez nich momencie i na ich życzenie, odbiór wybranej przez nich audycji z katalogu udostępnionego w ramach takiej usługi. W kontekście wyroku ETS można wskazać na rozliczne wątpliwości, które pojawiały się również w Polsce, wobec brzmienia powyższych przepisów, co do sposobu traktowania materiałów wideo związanych z tekstem bądź osadzonych w tekście. Choć wyrok rozstrzyga problem związany z publikacjami audiowizualnymi związanymi przez podstronę z tekstem, to poleca jednocześnie indywidualną weryfikację danego stanu faktycznego.
Omawiany wyrok nie stanowi więc remedium na wszystkie sytuacje publikowania materiału wideo w witrynach internetowych. Trudno zresztą traktować te sytuacje w sposób jednakowy, szczególnie, gdy mamy do czynienia z wyłącznie pobocznym traktowaniem materiału wideo w stosunku do tekstu zamieszczonego na stronie internetowej.